Wszystkie Z regionu szczecińskiego W skrócie Z kraju

z kraju artykuł

Katowice: Czynnik ludzki i inne

Edyta Gietka, Polityka,

dodane przez kajetansz; zmodyfikowane

O godz. 21.23 dyspozycyjna Angelika W. wbiła Intercity nr 1403 w tył osobowego nr 7717. Jej partnerka na zmianie, Janina N., uciekła. Przyczyn katastrofy było kilka. W tym zwykły pech.
Kwit depozytowy nr 3152. Angelice W. odbiera się: torebkę, telefon, kolczyki sztuk 2 koloru żółtego, łańcuszek biały z kwiatem, klucze pęk 8 sztuk, 20 zł.

17 września 2008 r. dyspozycyjna ruchu Angelika W., zjadłszy obiad z rodziną, zrobiła włosy na lakier, kreskę pod okiem, wzięła gazetę kobiecą i o 16.45 przyjęła dyżur na nastawni kolejowej Katowice Ligota (KL). Idąc na nastawnię widziała, jak Janina N., dyspozycyjna pomocnicza, weszła do sklepu. Wiedziało się na nastawni, co kupuje Janina N. Pustymi butelkami się nie zdradzała, ale ile to zachodu na wagon towarowy je wrzucić?

Więc wiedziało się, co Janina N., lat 49, kupuje w sklepie. Podczas dyżuru z Angeliką W. niby chodziły za nią orzeszki ziemne. Ale na nastawni posiadają w sercach czynnik ludzki. Więc wydać samotną matkę? Trójki dzieci? Niech kobieta dopije do emerytury te cztery lata. Można powiedzieć, że fakt picia Janiny, zwanej Niną, był jednym z tych, które tego dnia obciążyły psychikę Angeliki W., gdyż musiała zwiększyć czujność, czy Nina - odpowiedzialna za przyciski informujące dwóch dróżników na 9 i 13 kilometrze, żeby w porę opuścili szlabany - wykona zadanie.

Angelika W. jest niepijąca. Mąż górnik pija okazjonalnie. Wiadomo, że z powodu tej podwójnej odpowiedzialności za siebie i Ninę nikt na nastawni nie chciał pracować z Niną w duecie. Pracownicy KL wyrabiali sobie u pani Jadzi i pani Steni z kadr układ, żeby w ich grafiku nie było Niny. Dniówka wypadła Ninie dzień przed wypadkiem, a ponieważ miała pracować z niepijącym, w dodatku mężczyzną, a ten nie rozumie kobiety, wzięła urlop na żądanie. Tak trafiła na zmianę Angeliki W.

Gdy Nina wracała ze sklepu, Angelika W. dyskretnie podniosła jej torebkę. Nic ciężkiego tam nie było. Czy po drodze konsumowała, czy w ubikacji? Potem papieros non stop i kawa mocna. Nina uciekła, jak na drugim peronie huknęło. Zaczęły latać po stacji zakrwawione chusteczki higieniczne, a po ogłuszonych pasażerów przyjechały karetki.

Angelika W. wybiegła na peron: rany boskie, co ja zrobiłam! Wzięła z szafki w nastawni dresowe ciuchy, bo na służbie przebierają się, żeby ciuchów nie marnować. Zostawiła herbatę i cukier, bo już nie miała do tego głowy. Nina wróciła po godzinie i prychała do alkomatu jak koń.

Wiozą dyspozycyjną Angelikę W. na komisariat. (Ninę też, ale osobno, żeby uniknąć matactwa). Każą się rozebrać, oddać stanik i rajstopy, bo tym można się udusić w desperacji. Ciągle dzwoni mąż. Akurat dziś wypił okazjonalnie, gdyż stawiał kolega wyjeżdżający do Anglii. Wiozą ją suką do aresztu w Sosnowcu. Każą brać koc, poduszkę i do celi. Na drugiej pryczy leży nastolatka. Ukradła buty w sklepie. Dyspozycyjna Angelika W. nie śpi, tylko patrzy, kiedy na kratach zawiesi się słońce. Rano wiozą ją suką na przesłuchanie. Bez rajstop i bez stanika, więc kuli się przed pytającym, chowając w ramionach duże piersi. Wraca do aresztu. Policjantka każe rozebrać się do naga. W gumowych rękawiczkach przeczesuje palcami włosy dyspozycyjnej. Każe kucnąć, czy stamtąd coś nie wyleci.

W nocy Angelika W. siedzi na pryczy i tylko włosy sobie z głowy wyciąga i rzuca na podłogę. Co w domu? Jak synek? W niedzielę rano coś pogadała z dziewczyną od butów w stylu: nie warto, dziewczyno, kraść, lepiej sobie zarobić. Już z Niną w jednej suce jadą do prokuratury. Przy wyjściu z suki muszą byś skute, bo taki jest przepis, a tam czeka już prasa, będą robić zdjęcia. Jednymi kajdankami skuta z Niną siedzi na korytarzu. Chce ją przeprosić. Co prawda to Nina była pijana, ale błąd był jej.

Czynnik procentowy Od przepraszania teraz jest Karol Troński, dyrektor Polskich Linii Kolejowych SA, oddział w Katowicach, który przeżył wypadek ogromnie, bo nadwątlił jego wizerunek. Pierwszy raz od 27 lat spiął się z teściową, z którą mieszka pod jednym dachem, bo zapytała, jak ty, Karol, mogłeś do tego doprowadzić? Krzyczał na teściową, że dwa tysiące ludzi ma na posterunkach i wszystkich ma za rączkę prowadzić?

Na jednej zmianie na 216 posterunkach pod Karolem Trońskim służy 600 pracowników kolei. Razem wypełniają na służbie koło tysiąca zeszytów z dyżuru. Nie jest w stanie każdego zobaczyć. Żeby zapanować nad dwoma tysiącami nieprzewidywalnych czynników ludzkich, co pięć lat bada się ich zdrowie psychotechniczne. Ale jaką papier ma gwarancję? Weźmy, ktoś się z mężem pokłócił, czyjeś dziecko ma problemy w szkole, jeden zamyśli się, rozmarzy, drugi był wczoraj u ciotki na imieninach.

W celu redukowania ryzyka są kontrole wyrywkowe. Każdy naczelnik kolei trzy razy w miesiącu ma przeprowadzić przepisowo dwie nocne i jedną dzienną w postaci rozmowy: czuje alkohol czy nie? Ale jak zapanować nad czynnikiem zmęczenia? Przepisowo każdy na kolei ma zdać służbę trzeźwemu następcy. Weźmy, że ten, który kończy zmianę, dostrzegł, że następca przychodzi pijany. Więc nie zdaje służby, ale wtedy musi pracować za niego. Drugi raz też to dostrzega i zarywa czas na służbie zastępczej, ale żona warczy, dzieci wagarują, więc za trzecim razem już tego nie widzi. A potem jest jak zawsze, że niby wszyscy wiedzieli.

Dla pijaństwa dyrektor Troński nie ma litości. Nie ugiął się nawet, jak przyszła matka z wianuszkiem dzieci, że zostawi mu je, niech żywi, skoro zwolnił kolejarza, męża i ojca. Niedawno napisał apel od kolei, który na śląskich mszach odczytali księża. Karol Troński powołuje się na obligatoryjne w kampaniach hasło: spieszmy się kochać ludzi - tak szybko odchodzą. Od kogo zależy, żeby nie odchodzili? Od tych, co jadą w pośpiechu w pogoni za pieniądzem, a po zdarzeniu pytają, gdzie był Bóg i szukają winnych, bo kolej jest winna, bo dróżnik nie zamknął rogatki itp. Tymczasem ewangelia głosi, iż łatwiej dostrzec drzazgę w oku brata swego niż belkę w oku swoim.

Czynnik transformacyjny



Wracając do Janiny N., w opinii dyrektora fakt, że alkomat wykazał u niej 1,6 promila, a po 20 minutach 1,4, oznacza, że spadało. Czyli gdzieś ten alkohol zalegał parę dni, mogło nawet nie być widać. Dyrektor wie z doświadczenia, że to się sprawdza w łapance. Niby kobieta ma ziemistą cerę od papierosów mocnych, wychodzi z nocnej zmiany, ma prawo czuć się zmęczona, ale to złudne myślenie. Niedawno miał taki przypadek: pracownik posiadał 3,18 promila, niby normalnie funkcjonował jako nastawniczy, ale intuicja podpowiedziała dyrektorowi, że twarz to nie wszystko. Zwolniony.

Więc obecna tragedia dyrektora to stan zawieszenia na kolei. Wiadomo, idzie na kolej elektronika, niedługo trzeba będzie szukać nowych, młodych, skomputeryzowanych. Ale jeszcze pracuje się na wajchy mechaniczne, więc trzeba dożyć z kadrą, która to potrafi, a młodych uczyć tego fachu nie ma sensu. Trzeba przeczekać w ten sposób stan transformacyjnego zawieszenia, co jest coraz trudniejsze, gdyż starzy chorują, są zwalniani za pijaństwo, degradowani za wypadki, idą na emerytury. Więc łata się niedobór pracowników, przestawiając ich z posterunków na posterunki, gdzie muszą się uczyć nowych rozjazdów, co wprowadza chaos w ich umysłach.

W sprawie Angeliki W. dyrektor potraktowałby ją łagodnie, gdyż od razu po przybyciu komisji powypadkowej powiedziała: To moja wina, bardzo żałuję. Zwykle dyżurni zasłaniają się, mataczą, zrzucają winę na urządzenia. Co bardziej cwani na drugi dzień po wypadku przynoszą zaświadczenia, że się leczą na odwyku i zwolnienie nie wchodzi w grę. Poza tym, kto pokieruje ruchem KL? Już brakowało dwóch na nastawni, a teraz brakuje czterech.

Czynnik stresujący



To było 16 lat temu, kiedy przyszła na kolej Angelika W. Najwyżej w rodzinie zaszła w tej kolejowej hierarchii. Miała 18 lat, gdy po zawodówce przekroczyła próg nastawni. Musiała odciążyć mamę, którą przy pracy na kolei potrącił parowóz. Półtora roku temu wskoczyła za kolegę, którego zwolnili za alkohol, jako dyżurna ruchu dysponująca. Tory na KL rozwidlają się na sześć stron świata. Została odpowiedzialna za ludzi oraz zeszyty zwane R146, w które wpisuje się czynniki losowe, powodujące opóźnienia na trasach: czy jest usterka, jaka, dlaczego, pękła szyna, co ukradziono na kolei itp. Sztuk sześć, bo tyle jest szlaków. Pożółkłych, dużych, jakie leżą na portierniach starych zakładów.

przede wszystkim została odpowiedzialna za czas: 8 zł dla przewoźnika za każdą minutę opóźnienia, nieważne, czy nastawniczy poszedł zapalić, czy poszła elektryka. Dyspozycyjna jest od tego, by na torach zmieniać priorytety: najpierw puszczać pociągi kwalifikowane. Jak za osobówką ciągnął się ekspres, odstawiała na boczny tor osobówki, żeby ekspres zdążył na czas. Ok. 100 pociągów na dyżur. Każdy pędzący na czas. Więc można powiedzieć, że pech Angeliki W. zbiegł się z remontem torów za unijne środki, w celu podwyższania prędkości, była więc zmuszona dysponować tylko torem numer dwa.

Więc jest po godzinie 21.00. Do pomocniczej Janiny N. dzwoni dyżurny ze stacji ościennej. Ma trzy pociągi, czy droga wolna? Angelika W. wpuszcza Hutnika nr 14 113, trasa na Tychy. Ma jeszcze osobowy nr 7717 z Katowic do Bielska-Białej, już się zbliża pod semafor, i 1403 Warszawa-Bielsko. Pierwszy wjeżdża 7717. Następną czynnością jest czekanie na odbieg 14 113. W kantorku jest pulpit ze światełkami. Jak zapala się białe, to znaczy, że pociąg odjechał na przepisową odległość i można wjechać z następnym.

I to zgubiło dyspozycyjną Angelikę W. To czekanie na odbieg 14 113, aż odjedzie na tyle, żeby puścić 7717. W tym czasie można zająć się czymś nieprzepisowym. Można iść do toalety, kawę sobie zrobić. Ludzka rzecz. Angelika W. nie była ani zdenerwowana, ani rozmarzona, a nielegalny telewizor nie był włączony. Zwyczajnie. Dzień wcześniej poprztykali się z mężem, rano on do kopalni, ona do garnków, dziecko ze szkoły, obiad, lakier na włosy. Więc to ją zgubiło, że czekając na odbiegi, grała z załogą w remika. Bo ile można zabijać czas nocą, sprzątając w szafce, przekładając herbatę i cukier?

Już dała wolną dla 1403, gdy przypomniało się jej, że nie wypuściła jeszcze 7717. Trzask. Koniec kariery w kolejowej hierarchii.

Czynnik dyscyplinujący



Angelika W. musi jechać do Warszawy. W Centrum Medycyny Psychologicznej będą badać jej inteligencję techniczną i kondycję psychiczną. Będzie rozwiązywać testy, dopasowywać cyferki na czas, zgadywać różnice w obrazkach, jak w książeczkach dla dzieci. Raz się zdarzyło, że u dyspozycyjnej z Pszczyny zdiagnozowano tym sposobem schizofrenię. Janina N. po wyjściu z prokuratury zapytała Angelikę: A ile ty masz kaucji za wyjście? - No, 2 tys. Dobrze, że mąż dostał jubileusz z kopalni. - No, ja 500 zł. Miała jeszcze powiedzieć, że i tak znajdzie robotę. Jest dużo przewoźników prywatnych, obsługują rafinerie, kopalnie, u prywaciarza zarobi nawet więcej.

Za spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym Angelice W. grozi 12 lat.

Ninie N. przepisowo grozi lat 5, ponieważ nie popełniła błędu, była tylko pijana na służbie.

źródło: Polityka

brak komentarzy