Wszystkie Z regionu szczecińskiego W skrócie Z kraju

z kraju artykuł

Łódzkie: Nierówny pojedynek podróżnych z PKP

Piotr Anuszczyk, Gazeta Wyborcza,

dodane przez djdark 

Tysiące łodzian codziennie rano stara się punktualnie dotrzeć do Warszawy. I prawie nigdy im się nie udaje. A co najgorsze w potyczkach z przewoźnikiem są bezsilni. Czy tak być musi?
Panią Ewę znam od dwóch lat, ale tylko mailowo. Regularnie kontaktuje się ze mną od początku modernizacji linii Łódź-Warszawa. Raz na wesoło, raz na smutno. W zależności od popisów PKP. Od kilku miesięcy jednak boję się każdego jej maila, bo wiem, co w nim znajdę - kolejna informację o spóźnieniach: do pracy i do domu.

Moje mailowanie z panią Ewą to dowód na niezwykłą moc sprawczą PKP. Rzeczywiście kolej zbliża ludzi! Ale dokonuje i innego cudu - oddala miasta. Nie na mapach, ale w czasie. I robi to konsekwentnie - przy okazji każdej zmiany w rozkładzie jazdy pociągów. Potwierdza to pani Ewa: "Jeszcze nigdy nie było tak źle, a jeżdżę do stolicy już od dziesięciu lat. Najpierw na studia a teraz do pracy".

Początkowo myślałem. Nieporadni ci pasażerowie. Powinni zasypać PKP gradem reklamacji, skarg i zażaleń. Ale byłem w błędzie. Dzięki opisywaniu kolejnych perypetii pani Ewy i jej współbraci w niedoli dowiedziałem się, że jest to tak skuteczne jak rzucanie grochem o ścianę. Bo co może zrobić pasażer, gdy pociąg utknie w polu? - Temu, kto uzyska na bilecie odpowiednie poświadczenie, przysługuje zwrot należności za cały przerwany przejazd. Może też bezpłatnie powrócić do stacji wyjazdu. Chyba że przewoźnik nie ma możliwości zorganizowania takiego przewozu - uprzejmie wyjaśnia Łukasz Kurpiewski, rzecznik PKP Przewozy Regionalne. I nie rozumie, że w podróżowaniu chodzi o dotarcie do celu, a nie powrót do punktu wyjścia. Podobnie jak nie pojmuje, że wredni pasażerowie w przypadku dłuższych postojów pociągów domagają się od razu podstawienia autobusów. A one wyjeżdżają tylko w sytuacjach ekstremalnych: np. przy poważnej awarii na trasie z jednym torem. Ale i wtedy nie wiadomo: pójść pieszo czy czekać? - Nigdzie w przepisach nie ma określonego czasu, po którym komunikacja zastępcza powinna być zorganizowana - rozwiewa wszelkie nadzieje Kurpiewski.

Jeśli w takiej sytuacji weźmiemy taksówkę licząc, że PKP pokryje nam koszty rachunku, nie liczmy na wiele. Reklamacja może być uwzględniona, ale pod jednym głównym warunkiem: spóźnienie nie było następstwem działania "siły wyższej" np. warunków atmosferycznych, ale wynikło z winy PKP.

Tyle że "wina PKP" to coś, czego w przyrodzie właściwie nie ma. Według Prawa Przewozowego przewoźnik odpowiada za szkodę, jeżeli wynikła z winy umyślnej lub rażącego niedbalstwa przewoźnika. Szkoda jednak, że pod ostatnimi dwoma słowami nie kryją się np. złe rozkłady jazdy.

Nie zdziwię się, jeśli podróżni uwolnią wreszcie kolej od zbędnego balastu - czyli od siebie. Przesiądą się do autobusów, zorganizują system wzajemnego dowożenia się, albo jednocześnie wezmą urlopy. Bo może wtedy stęskniona za ich pieniędzmi kolej zacznie ich do siebie wabić... punktualnością.

źródło: Gazeta Wyborcza

możliwość komentowania została wyłączona